sobota, 12 listopada 2016

DNA (Seattle *.*)

Czas leci szybko. Pierwszy trymestr właśnie się skończył. Od powrotu z Seattle minęły 2 tygodnie, ale finals (testy trymestralne) nie pozwoliły mi zająć się blogiem. Trzydniowy weekend pewnie pozwoli mi na post o zakończeniu tego trymestru i rozpoczęciu drugiego :D

W międzyczasie spełniłam swoje marzenie, żeby zobaczyć Seattle w stanie Washington. Słowa nie mogą opisać jak cudowne jest to miejsce i jak bardzo kocham swoją rodzinę za zabranie mnie tam <3 Na pytanie “Co podobało ci się najbardziej?” mogę tylko odpowiedzieć “Wszystko” co zwykle łączy się z “To nie jest odpowiedz... bla bla bla ;) ” no ale co mogę poradzić jak naprawdę wszystko mi się podobało. Kocham to miasto najbardziej na świecie i nie zawiodły mnie widoki ani pogoda (chociaż trochę padało).


Wyjechaliśmy w środę (26.10) rano i już o 17 (czasu lokalnego) zobaczyłam Seattle na własne oczy. Po przyjeździe wyszliśmy na obiad i pływaliśmy w basenie! Tak, mogę pływać z moim (niezbyt) cudownym kolanem i w końcu nie czułam się jak uszkodzona. Jedna z rzeczy która mi się naprawdę podoba było to, że z pokoju widziałam Space Needle i tu kolejne “ dziekuje “ dla Lary i Billa za to.

Drugiego (czwartek) dnia moja host-rodzina musiała wypełnić swoje plany, a ja wybrałam się na spacer do Space Needle (tak około 1 mili od hotelu). Dotarłam tam w 30 minut i kupiłam City Pass, który umożliwił mi wejście na wiele atrakcji. W okolicy zobaczyłam Starbucks i skorzystałam z okazji żeby zadzwonić do jednej osoby która kocha tak bardzo to miejsce jak ja ale nie miała jeszcze szansy żeby zobaczyć to na własne oczy (kiedyś tam zamieszkamy) <3.

Jak sie mozna domyslic moje kolano było niezbyt zadowolone z mojego spaceru, więc po niecałych 2 godzinach chodzenia spotkałam się z Larą i dziećmi żeby pojechać na drugi brzeg Seattle i zobaczyć panoramę miasta z innej perspektywy.  

W piątek pogoda była świetna więc rano wybraliśmy się na Pike Place Market. Kupiliśmy trochę jedzenia i przeszliśmy przez całość, szybko wybrałam się żeby zobaczyć też Gum Wall.

Pike Place Market
Dużo ryb, owoców i innego jedzienia :D
I (w końcu!) wybrałam się na Space Needle i nie ma co dużo opisywać. Zdjęcia mówią same za siebie :D
Zdjęcia z szczytu <3

Później skorzystaliśmy z jednego z najbardziej charakterystycznych dla Seattle transportów: prom (ferry boat), jedno z najlepszych doświadczeń jakie można przeżyć.
Seattle, Mount Rainer
Dopłynęliśmy do Bremerton i tam zwiedziliśmy okręt wojenny (z wojny w Wietnamie). Ale chwila chwila...z początku też miałam wrażenie że może to być nudne ale jak się okazało można tam wchodzić wszędzie, naprawdę wszędzie: sypialnie, podpokład, pokój kapitana, pokój kontrolny, łazienka, jadalnia, kuchnia, maszynownia i wiele wiele więcej. Drabiny się nie kończyły, a żeby zwiedzić chociaż część pokładu trzeba poświęcić co najmniej godzinę.
Pokoje kontorlne i kajuty to tylko niewielka część statku
Ekipa zwiadowcza :)
Pokład zdobyty!
Po powrocie promem do Seattle mój City Pass pozwolił mi na wejście na Space Needle w nocy. Kolejnie niezapomniane przezycie. I tak się skończył piątek.
Widok w nocy nieporównywalny z żadnym innym
U stóp Space Needle w nocy

W sobotę, pogoda tak jak zapowiadali była trochę gorsza, więc wybraliśmy się do EMP Museum, gdzie mogliśmy pograć na instrumentach (gitary, bass, perkusja i więcej) i zobaczyliśmy wiele wystaw tematycznych o horrorach, science fiction, grach (gdzie można było grać w gry z 1990-2005), świecie fantasy i muzyce rock.
Gitary, bassy i wiele innych
(no i my dla porównania)

Później z częścią rodziny (Lara, Livia i ja) poszliśmy na Harbor Tour (statek turystyczny) który nie był porównywalny z promem ale osoba która opowiadała o Seattle była naprawdę świetna!
Przed Harbor Tour spotkalam Polke, Pauline w Starbucksie, porozmawialam z nia po polsku przez chwile, co bylo bardzo dziwnym doswiadczeniem ale wspominam to bardzo mile. Udalo mi sie tez na chwile wstapic do Oceanarium, w którym większość czasu spędziłam oglądając wydry i inne słodkie stworzenia.
Słynna panorama= ferry boat + Space Needle
Zdjęcie zrobione przez hmom, z innej perspektywy :)
*_*
Liv i ja, w tle Seattle i ferry boat

No i na tym skończyła się moja wycieczka, w niedzielę (30.10) wyjechaliśmy z Seattle, żeby 7.5h później móc wejść do domu, w Emmett. To były niezapomniane dni i jeszcze raz dziękuję mojej rodzinie za zabranie mnie tam <3



Piosenka z tytułu: DNA by Lia Marie Johnson

2 komentarze: